*Louis*
Samochód ruszył, a ja podkuliłem nogi kładąc stopy na siedzeniu, a głowę opierając o kolana. Harry spojrzał na mnie pytająco i uśmiechnął się jakbym zrobił coś zabawnego.
-Nie za wygodnie? -zapytał tym niskim głosem, który wprawiał moje ciało w drżenie. Pokręciłem przecząco głową i spojrzałem na GPS, który prowadził Harrego do szkoły. To ja miałem być przewodnikiem, ale chyba nie dość mi ufa. To mi się nie podoba, ale nic na to nie poradzę. Przekręciłem głowę i zapatrzyłem się na krajobraz za oknem.
-Te wszystkie domy wyglądają identycznie. Nie sądzisz? -zapytał cicho, trochę jakby myślał na głos, a nie po prostu chciał zacząć rozmowę. Przytaknąłem. To nie tak, że nie miałem ochoty na rozmowę. W sumie to teraz potrzebowałem jej bardzo, nawet jeśli mielibyśmy mówić chociażby o pogodzie. Ale czułem się nieswojo w jego towarzystwie. Mieliśmy być normalnymi współlokatorami. To zaszło za daleko i w jakiś dziwny sposób to mi nie przeszkadzało. I denerwowała mnie myśl jak bardzo pasują mi nasze relacje.
-Jesteś zły, pedziu? -wypalił jakby nigdy nic, a ja zmierzyłem go wzrokiem.
-Przyzwyczaiłem się.
-Co?
-Do domów. Przyzwyczaiłem się, że trudno rozróżnić jedną ulice od drugiej. Ty też w końcu przestaniesz zwracać na to uwagę.
-Domyślam się.
Zapadła przez moment niezręczna cisza. Choć w sumie nie była aż tak niezręczna. Była wręcz wyczekiwana. Niestety bardziej przez niego niż przeze mnie.
-Jak podoba ci się samochód? -zagaiłem go, a on wykręcił usta w grymasie niezadowolenia. Źle trafiłem?
-Jest do dupy.
-Nie mów tak. Uwielbiam Mini Coopery.
-Oh. -wypalił dziwnie zadowolony i zaśmiał się ironicznie. -Mogłem się domyślić, że Mini Coopera mógł wybrać tylko taki pedzio jak ty. Naprawdę mogłeś doradzić mojemu ojcu lepiej.
-No tak. Mogłem się domyślić, że taki dupek jak ty liczył na Mercedesa.
-Trafiłeś w dziesiątkę.
Podskok i jakieś trzaśnięcie. To tylko zbyt szybko jeżdżący Harry obtarł czymś o walec zwalniający, których tu jest pełno.
-Kocham Mini Coopery. -wyszeptałem jakby nigdy nic głaszcząc kawałek plastiku na wewnętrznej stronie drzwi. Zaśmiał się perliście, jakbym opowiedział jakiś kawał. Naprawdę niewiele potrzebował do drwin. Ale jakoś polubiłem tą jego pewność siebie, arogancję i egoizm. Był swoistego rodzaju szatanem, ale mógł choć trochę ubarwić moje życie. Z drugiej jednak strony miałem dość jego wyższości nade mną. I przysiągłem sobie właśnie w tym momencie, że to ja będę górom. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze muszę wyczuć jego słabe punkty, by później móc męczyć go najmniejszymi gestami. Tak jak to on robi teraz doprowadzając mnie do lekkiej irytacji, ale i zachwytu nad jego inteligencją i brakiem skrupułów.
-Domyślam się. To auto stworzone dla kobiet i ciot.
Podskoczyłem i posłałem mu wściekłe spojrzenie. Chyba zauważył, że przesadził. Nie przeszkadza mi, gdy nazywa mnie pedałem, lub pedziem. Ale ciota jakoś mnie uraziła. Nie przeprosił, choć na pewno wiedział, że powinien. Ale jego honor zbytnio by ucierpiał zniżając się do takiego poziomu. Oparłem głowę o szybę milcząc. Właśnie straciłem jakąkolwiek ochotę na rozmowę z nim. Najlepiej w ogóle wysiadłbym teraz i strzelił 'focha', gdyby nie fakt, że wjechaliśmy na autostradę. Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu, a gdy dojechaliśmy rozbrzmiał dzwonek na lekcje. Harry przyśpieszył lekko kroku, lecz widząc mnie wciąż się ociągającego zwolnił i posłał mi pytające spojrzenie.
-To nie nasz. -wyjaśniłem, a on jedynie pokiwał głową i spojrzał na dość pusty jeszcze korytarz. W sumie byliśmy trochę za wcześnie i nie było nawet zbyt dużo ludzi.
-Gdzie są toalety?
-Po prawej, pierwsza to męska. -wyjaśniłem gdy weszliśmy na hol i już chciałem iść odwiesić kurtkę, gdy on pociągnął mnie za rękę w stronę toalety. Wpadliśmy do opustoszałego pomieszczenia i wepchnął mnie siłą do ostatniej kabiny. Zostałem przyparty do ściany i nagle moje spodnie opadły w dół.
-Co ty wyprawiasz?! -zapytałem zmieszany, gdy ten jakby nigdy nic wpił się w moją szyję.
-Jeszcze nigdy nie robiłem nikomu loda. Więc nie spodziewaj się niczego specjalnego.
Powiedział to jakby to było najprostsze stwierdzenie godziny i opadł swobodnie na kolana, doprowadzając mnie do swoistego rodzaju zakłopotania.
-Hazz, nie tu... -zdążyłem wyszeptać, ale przerwałem gdy jego usta oplotły się w okół mojego stojącego już na baczność penisa. I muszę przyznać, że robił to zupełnie profesjonalnie. Jakby robił to codziennie, a jestem niemal pewny, że tak nie było. Nawet gdy żył w Londynie... To nie ten typ człowieka. On jest idealny jako podrywacz, chłopiec na jedną noc, który dostaje to czego chce, a nie na odwrót, choć na pierwszy rzut oka nie wygląda na takiego. Dopiero po chwili można się zorientować po samym jego sposobie bycia. Wplotłem palce w jego włosy i lekko pociągnąłem, aby zamruczał.
-Jesteś naprawdę dobry w te klocki... -wymruczałem odchylając głowę do tyłu i czułem jak mimowolnie się uśmiecha i zwalnia lekko ruchy. Wiem, że uwielbia się droczyć, ale naprawdę nie mieliśmy na to czasu. W każdej chwili mógł rozbrzmieć dzwonek na lekcje. Nagle wszystkie moje mięśnie napięły się i czułem, że długo już nie wytrzymam.
-Hazz... Ugh... Ja zaraz... Ostrzegam, że zaraz dojdę... -powiedziałem ledwo dysząc, ale on ani drgnął. Po prostu dalej robił swoje, a ja nie mogąc już dłużej wytrzymać, doszedłem w jego ustach. Myślałem, że go to obrzydzi, ale on połknął wszystko i wstał. Pocałował mnie szybko i szepnął 'nie ma za co' po czym wyszedł prosto na hol. Włożyłem szybko spodnie i ruszyłem za nim, ale było już zbyt wiele ludzi by cokolwiek powiedzieć na ten temat. Wskazałem mu salę i po chwili rozpoczęły się lekcje. Nie wiem ile to trwało, ale wreszcie wybiła 14.20 i mogliśmy wrócić do domu. Tak naprawdę po tym obciąganiu z rana nie mogłem się na niczym skupić, zupełnie tak jakby urwał mi się film. Nawet nie pamiętam co się dokładnie działo. Obudziłem się w domu, gdy Harry rzucił torbę na kanapę i opadł na nią lekko krzycząc coś na styl:
-Chce do LONDYNU!
-Aż tak ci tu źle?
-Nie... Po prostu... Chce do Londynu.
Pokiwałem głową udając, że rozumiem, choć nie rozumiałem. Myślałem, że mu się podoba, bo niby co miałoby mu się nie podobać. Ma wszystko czego można chcieć. Nie mówiąc już nic udałem się do swojego pokoju. Odłożyłem torbę i również się położyłem, ale już po chwili stwierdziłem, że powinienem się pouczyć. Harry nie musiał. Jako pierwsza klasa miał totalne luzy. A ja w tym roku wychodziłem, więc... Usiadłem na łóżku i sięgnąłem po jakiś zeszyt, chyba od biologii. Nauka szła mi naprawdę dobrze do momentu gdy parę minut po siedemnastej do mojego pokoju wpadł Harry.
-Obiad.
-Hm? -mruknąłem zamyślony.
-Obiad, głuchy pedziu! Twój były posuwał twój tyłek czy ucho? -rzucił kąśliwie. Czasami naprawdę miło się z nim rozmawiało, ale czasami jego docinki były wręcz okropne.
-Nie martw się o mojego byłego. Już on najlepiej wiedział co i jak robić.
Zaśmiał się i chciał już coś powiedzieć, ale zamilkł i po chwili dopiero rzucił ciche 'masz pięć minut' zamykając drzwi. Zatrzasnąłem zeszyt i zwlekłem się z łóżka, a później poczłapałem powoli do kuchni, skąd dochodził jakiś dziwny zapach.
-Co to? -spytałem od progu, ale on ani myślał mi odpowiedzieć. Powtórzyłem pytanie głośniej, ale on wciąż milczał. Może się obraził? Z resztą nieważne. Usiadłem naprzeciwko niego i spojrzałem na talerz. To wyglądało jak spaghetti, ale niezbyt udane. Wziąłem trochę do buzi i o dziwo nie smakowało tak źle jak wyglądało. Harry umiał gotować i to bardzo dobrze, bo ja wręcz boje się podejść do kuchenki. Zjadłem wszystko i wróciłem do swojego pokoju, ale nauka ani trochę mi nie szła. Próbowałem z godzinkę lub półtorej po czym stwierdziłem, że to na nic. Odłożyłem więc książkę i opadłem spokojnie na łóżko. Wpełzłem pod kołdrę z zamiarem zdrzemnięcia się godzinkę, ale nie mogłem na to liczyć. Za bardzo chodziło mi po głowie wspomnienie wydarzenia z dzisiejszego poranka. Boże, on mi zrobił loda w toalecie chwilę przed lekcjami! I zrobił to tak mistrzowsko... Dosłownie poczułem jak twardnieje na samą myśl o tym i mój kolega zaczął dawać mi o sobie znać. Słyszałem bardzo dobrze telewizor grający w salonie, więc Harry pewnie akurat coś ogląda. Spokojnie wsunąłem więc rękę pod kołdrę i zsunąłem z siebie spodnie razem z bokserkami. Z nakrycia uformował się lekki namiot na wysokości trochę poniżej moich bioder, a ja właśnie zamierzałem coś z tym zrobić. Spokojnie chwyciłem moje przyrodzenie i zacząłem poruszać ręką w górę i w dół. Przymknąłem oczy i przypomniałem sobie, jak Harry klęczał przede mną robiąc mi dobrze i to wystarczyło bym poczuł się naprawdę dobrze. Lekko przyśpieszyłem ruchy ręki i zacząłem cicho posapywać. Boże, właśnie robię sobie dobrze myśląc o kimś, kto siedzi za ścianą. Nawet nie wiecie jak bardzo gorąco mi się zrobiło i moje jęki jakoś stały się bardziej słyszalne, choć wciąż nie dość, by mógł je usłyszeć ktoś w salonie. Zamruczałem cicho i wygiąłem się lekko zaciskając rękę na moim członku. Trwałem chwilę tak po prostu przesuwając ręką wzdłuż mojego kolegi i sapiąc, gdy drzwi nagle otworzyły się, a w nich staną jakby nigdy nic Harry. Natychmiast przestałem robić sobie dobrze i przyciągnąłem do siebie całą kołdrę, choć nie wiem co to miało na celu. Usiadłem i spojrzałem zażenowany i zawstydzony na jego rozbawioną minę.
-Serio pedziu? Walisz sobie konia, kiedy ja jestem w pokoju obok?
Milczałem. Co miałem powiedzieć? 'a żebyś wiedział i w dodatku robię to, myśląc o tobie'? Nie, dzięki. Daruje sobie. Po chwili niezręcznej ciszy odetchnąłem ciężko.
-Po co przyszedłeś? -wydukałem lekko drżącym głosem.
-Tak po prostu. Nudzi mi się samemu. Przyjdziesz do mnie? -zapytał jakby nigdy nic, po czym dodał z cwaniackim uśmiechem- no chyba, że wolisz, żebym to ja przyszedł do ciebie i trochę ci pomógł.
Przełknąłem głośno ślinę i pokręciłem przecząco głową. Zrobił lekko naburmuszoną minę i wciąż stał w progu mojego pokoju.
-Zaraz przyjdę, tylko... No wiesz...
Pokiwał głową i mimowolnie się zaśmiał. Gdy tylko drzwi się zamknęły straciłem ochotę na cokolwiek, a mój członek niemal natychmiast opadł. Właśnie mój współlokator przyłapał mnie na waleniu sobie i na pewno domyślił się, że to przez niego. Szlak. Teraz już w ogóle nie zaznam spokoju. Ogarnąłem się i już zupełnie ubrany udałem do salonu, gdzie Harry leżał rozłożony na kanapie. Szybko się zadomowił, nie powiem. Czuł się tu pewniej niż ja. Usiadłem na wolnym kawałku, a on posłał mi rozbawione spojrzenie i przysunął się do mnie.
-No wiesz co... Jeśli chcesz to przecież ja mógłbym ci ulżyć. To chyba lepsze niż twoja ręka, co nie?
-Przestań, Hazz. Udajmy, że tego nie było.
Odburknął coś i odsunął się z lekko naburmuszoną miną. I przez resztę wieczoru się do mnie nie odzywał, więc zupełnie nie rozumiem, po co kazał mi przyjść. To bez sensu. Chyba nigdy nie rozszyfruję go do końca. Jest trochę jak jedna chodząca zagadka. Niby pewny siebie, arogancki i 100% hetero. A jak przychodzi co do czego to jednak bi, to klęka sam z siebie i nagle tęskni po godzinie. Może tak naprawdę jest kobietą i akurat ma okres? Choć nie... Wczoraj udowodnił mi, że nie jest kobietą. I zrobił to tak kurewsko dobrze...
____________________________________
So... Wiem, wiem... Obiecałyśmy, że będzie szybko... A tu dupa. Bardzo przepraszam i postaram się, aby to już nie miało miejsca :3 A teraz... Mam nadzieje, że rozdział się podoba i wgl... Nieważne... Po prostu nie gryźcie :c
~Love u!