'Chłopiec z krainy Oss'
Poczułem jak silne męskie ramie oplata mnie i moje pole widzenia ograniczyło się do jego ciemno granatowej marynarki. Po chwili uwolniłem się z uścisku i kolejna para rąk oplotła moją szyję. Tym razem dużo lżej, delikatniej jak to przystało na kobietę. Wyswobodzony rozejrzałem się po przedpokoju. Walizki zostawiłem przy wejściu, w końcu i tak nie spędzę tu nawet jednego dnia. Moja rodzicielka wydawała się dziś jakoś niezwykle uszczęśliwiona tym, że wreszcie będę choć trochę bliżej niej. Ubrana w beżową sukienkę wręcz promieniała. Po chwili dołączyła do nas moja siostra, która jak zwykle nie pogardziła komentarzem na temat mojego charakteru. Doskonale znam siebie sam, więc to jest zupełnie niepotrzebne. Zaproponowano mi pokój, w którym mógłbym odpocząć po podróży, ta jednak niespecjalnie mnie zmęczy. Postanowiłem więc jak za dawnych czasów usiąść z młodszą ode mnie o rok siostrą, skacząc po kanałach w poszukiwaniu czegokolwiek godnego naszej uwagi. Pozostało mi niespełna sześć godzin do wyjazdu, kolejnego już dzisiaj. Nawet nie zauważyłem jak do pokoju powolnym krokiem wszedł mój ojciec, jak zwykle poważny.
-Harry, moglibyśmy porozmawiać?
Odrzekłem jedynie, że oczywiście i już maszerowałem za nim w stronę jego gabinetu. Pomieszczenie urządzone w klasyczny, niemalże nudnym stylu. Rozsiadłem się wygodnie w dużym fotelu stojący naprzeciw biurka, za którym zasiadł ojciec. Ostatni raz omiotłem pokój spojrzeniem i przeniosłem go w końcu na mężczyznę.
-Zacznijmy od początku. Bardzo się ciesze, że wreszcie zdecydowałeś się przyjechać. Co prawda nie mieszkasz z nami, jednak mam nadzieję, że będziesz przyjeżdżał tu na weekendy. Zamieszkasz z Louisem, ten chłopak powinien mieć na ciebie dobry wpływ. Jest tu już od roku, pomoże ci więc się zaaklimatyzować. Jeśli chodzi o szkołę i dojazdy... Mam dla ciebie pewną niespodziankę.
Wstał, a zaraz po nim i ja. Niezbyt wiedziałem gdzie mnie prowadzi, po dojściu jednak na miejsce zrozumiałem, że jesteśmy w garażu. Po kolei zaparkowane było najpierw srebrne Audi a8 mojej matki, następnie Range Rover ojca i na samym końcu... Obrzydliwie jasno zielony Mini Cooper. Powaga? Naprawdę nie mogli kupić mi nowiutkiego BMW, albo chociaż Mercedesa? Tym małym wstyd pokazać się na mieście... Odetchnąłem ciężko czując jak mężczyzna wpycha mi do ręki kluczyki od niego.
-Mam nadzieje, że ci się podoba. Na pewno liczyłeś na coś większego i bardziej ekskluzywnego, jednak na drogę Oss-Nijmegen ten zdecydowanie wystarczy.
Wydałem z siebie dźwięk będący połączenie przytaknięcia i odchrząknięcia. Sam nie wiedziałem co o tym myśleć. Od samego początku wiedziałem, że rodzice nie będą mnie rozpieszczać, abym nie stał się na przyszłość egoistyczny i zbyt arogancki. Jednak trochę luksusu nie zaszkodziłoby. Spojrzałem na zegarek. 12.34, czyli jeszcze pięć godzin do kolacji u Tomlinsonów. Teraz dopiero poczułem się dziwnie senny. Podziękowałem więc za samochód i przepraszając, udałem się do sypialni, gdzie niemal natychmiast wpadłem w objęcia Morfeusza.Obudziła mnie dopiero matka jakoś koło 16, aby uświadomić mi, że z Rotterdamu do Oss jedzie się około półtorej godziny, powinienem więc już wyruszać. Świetnie, naprawdę nacieszyłem się rodziną. Wciąż lekko zaspany wstałem, po czym szybko przebrałem się w jakiś ciuchy i po chwili już siedziałem w Mini Cooperze jadąc w stronę Oss. Dopiero teraz naszły mnie jakieś obawy. W ogóle nie znam tego Louisa i nie mam pojęcia jaki on jest. Może się okazać totalnym palantem i dupkiem. Choć jego rodzice, których poznałem już dawno temu, byli przemiłymi ludźmi. Ułożonymi, zawsze pogodnymi i z dobrymi manierami. Odetchnąłem ciężko i poczułem jakiś podskok skręcając w jedną z uliczek. No tak, chyba powinienem się przyzwyczaić do tych 'leżących policjantów'. Tu jest ich naprawdę pełno. Skręciłem po raz kolejny i zatrzymałem się przed szeregiem domków. W sumie każdy wyglądał tak samo i gdyby nie numeracja, na pewno nie trafiłbym tam gdzie powinienem. Podszedłem do drzwi z numerem 51 i delikatnie zapukałem.
Do moich uszu dobiegł dzwonek. Odruchowo spojrzałem na zegarek i byłem już pewien kogo zastanę w progu mojego domu. Nacisnąłem klamkę i pociągnąłem zielone drzwi ku sobie. Na sam widok chłopaka zamarłem na moment. Wyższy ode mnie, z lokami w totalnym nieładzie i szmaragdowymi oczami. Miał na sobie beżowe spodnie z niskim krokiem i biały, rozciągnięty sweter. Przeszło mi przez myśl, że jest wręcz za normalny. Zupełnie odbiegał od moich wyobrażeń na jego temat.
-Hej. Harry Styles.- głos miał ochrypły i nie wydawał się być ani trochę spiętym. Wręcz przeciwnie, pewność siebie biła od niego na kilometr. Wyciągnął w moją stronę dłoń i dopiero wtedy wybudziłem się ze stanu otępienia, w który on mnie wprowadził.
-Louis Tomlinson. Wejdź, kolacja już gotowa.
Przytaknął, a ja wpuściłem go do środka. Po domu roznosił się zapach pieczeni według przepisu mojej matki, a w oddali słychać było ciche głosy moich sióstr. Chłopak zsunął czarne trampki i kierując się za mną, wszedł do salonu z jadalnią, gdzie na stole już czekały pyszności przygotowane przeze mnie i moją rodzicielkę. Kobieta przywitała go ciepłym uśmiechem i uściskiem.
-Harry, jak miło cię widzieć. Co słychać w Londynie?
-Um... Właściwie to nic nowego. Powinniście byli przyjechać i odwiedzić mnie.
-Och, mieliśmy takie plany. Ale Lou bardzo chciał odwiedzić znów Paryż, więc wybraliśmy jednak Francję. Wiesz, jeździmy tam co roku. A jak ci się podoba Holandia?
-Właściwie dopiero przyjechałem i nie zdążyłem niczego zobaczyć... Ale wydaje się być... Ładnie.
-Très bien. Nie martw się, Louis na pewno z chęcią pokaże ci ciekawe okolice.
Posłał jej w odpowiedzi ciepły uśmiech i wszyscy zasiedliśmy do stołu. Ojca jak zwykle nie było. Na jego miejscu zasiadłem ja, po mojej lewej Lottie, a po prawej Harry. Obok niego moja matka, która wciąż go zagadywała i tylko dzięki niej nie panowała ta niezręczna cisza. W pewnym momencie chłopak zaczął się rozglądać i jego wzrok napotkał serię zdjęć. Moich sióstr, rodziców z wakacji i kilku moich... Na jednym byłem nawet z Adamem. Chłopak trochę niższy ode mnie, podobnej postury do mnie i z długimi, blond włosami. Musze przyznać, że brakowało mi go, odkąd wyjechał do Hiszpanii. Choć byliśmy ze sobą niespełna pół roku. Matka natychmiastowo zaczęła wyjaśniać mu kto jest na fotografiach, odeszli więc od stołu zatrzymując się przy owej komodzie.
-Och, a tu Lottie i Fizzy na diabelskim młynie. Wrzeszczały wtedy niewiarygodnie. Następnego dnia nie mogły powiedzieć słowa, bo zdarły sobie gardło. Ostrzegałam je, że ten młyn jest naprawdę straszny i nawet ja bałam się na niego wejść, ale one musiały... Fous petites. Och, a tu całą rodziną w Egipcie. To było w wakacje przed przeprowadzką do Holandii. A to Lou i... Adam. Jego były, teraz jest w gdzieś w Hiszpanii... Byli ze sobą pół roku. Lou, Adam miał nas odwiedzić i co w końcu?
-Nie rozmawiam z nim, mère.
-No tak...
Przez moment zapadła niezręczna cisza. Zauważyłem jak matka spogląda na zegarek.
-Harry, musisz być zmęczony po tej podróży. Jeśli chcesz możecie dziś przenocować u nas. Chociaż mieszkanie Lou nie jest daleko... Z resztą jak wolisz.
-Nie, ja... Nie jestem aż tak zmęczony. Wiec... Louis, jeśli chcesz możemy już jechać. Będziesz musiał mnie prowadzić, bo nie znam zbytnio Oss.
Przytaknąłem i nim się obejrzałem siedziałem już w samochodzie co chwilę kierując dokąd chłopak powinien jechać. Muszę przyznać, że jeździł za szybko i zbyt niebezpiecznie jak na Holenderskie drogi. Co chwile samochód podskakiwał na walcach zwalniających ruch. To było trochę denerwujące. Nie mogłem powstrzymać chęci wpatrywania się w niego studiując każdy element jego sposobu bycia. Przyznam, że od razu wydał mi się arogancki, choć starał się być miłym. Dojechaliśmy po pięciu minutach. Oczywiście pomogłem mu w zaniesieniu walizek do jego pokoju, następnie pokazałem gdzie kuchnia i tak dalej. Niestety mimo, że mieszkałem w Holandii, miałem mieszkanie w bloku. Była dopiero koło 21, włączyłem więc telewizję i zapatrzyłem się na moment na Angielskie wiadomości. Pokazywali akurat relację z jubileuszu królowej. Niesamowite, że rządzi już 60 lat. Z rozmyśleń wyrwał mnie ciężki głos mojego nowego współlokatora.
-Była wtedy niezła impreza, choć jak dla mnie zbyt... poważna.
Odwróciłem się by zmierzyć go od stóp do głów po raz setny już tego wieczoru.
-Słyszałem, że wolisz bardziej... klubowe klimaty. Choć nie wyglądasz na takiego.
Uśmiechnął się jedynie cynicznie, a ja powolnym krokiem udałem się na balkon. Wiał lekki, letni wiatr. Było naprawdę przyjemnie, aż chciało się żyć. Było ciepło, ale nie upalnie, a słońce powoli zachodziło. Poczułem, że masz towarzysza.
-Nie znasz mnie. Wygląd o niczym nie świadczy. Chociaż... ty wyglądasz na typowego francuskiego geja.
Spojrzałem na niego dość wrogo. To nie było miłe. Naprawdę tak wyglądam?
-Ty za to od razu wyglądasz na aroganckiego dupka z Londynu.
-Przeszkadza ci to, że nim jestem? Ja nie czepiam się, że jesteś pedałem.
-Gejem.
-Ty nazywasz mnie dupkiem, a ja ciebie pedałem. Jesteśmy kwita.
-Wiesz, twoi rodzice mieli rację. Niezły skurwiel z ciebie.
-Kiedy się złościsz tak słodko marszczysz nos. Jak prawdziwa ciota.
Odwróciłem się aby móc spiorunować go wzrokiem, zdążyłem jednak jedynie otworzyć usta, by coś powiedzieć, a coś mi przeszkodziło. Poczułem jego usta i o dziwo to mi się podobało. Chociaż byłem na niego zły, jednak przyciągał i nie umiałem po prostu go odepchnąć. Wplotłem palce w jego bujne loki i pogłębiłem pocałunek. Po chwili pozwoliłem by jego język penetrował moją jamę ustną, a jego kolano powoli wdarło się między moje nogi. Czy to nie zabawne? Nie znam go i jeszcze przed chwilą się wyzywaliśmy... Teraz stoję tak spokojnie całując go. I ani myślę, żeby przestać. Poczułem jak jego kolano dość mocno ociera się o moje kroczę i zrobiło mi się gorąco. Wolną dłoń skierowałem pod jego koszulkę, na rozgrzaną klatkę piersiową. Czując pod opuszkami palców jego napięte mięśnie stwierdziłem, że musi być cholernie dobrze zbudowany. Nie zastanawiałem się czemu mnie całuje, po prostu to nie miało znaczenia. Jego lewa dłoń odpięła mi spodnie i wsunęła się pod bokserki, w których brakowało miejsca. Automatycznie pisnąłem gdy gwałtownie chwycił mojego penisa, jakby nigdy nic. Jakby robił to setki razy, choć nie wyglądał na takiego. Dużo bardziej odebrałem to jako chęć nowych doświadczeń. Ale podobała mi się jego pewność siebie, była lekko przytłaczająca, lecz ja sam nie lubiłem dominować. Jego ręka poruszała się pewnie w górę i w dół sprawiając, że pojękiwałem cicho prosto w jego usta. Co jakiś czas przyśpieszał i zwalniał, chcąc się ze mną podrażnić. Wciąż nie zaprzestaliśmy pocałunków. Harry oderwał się ode mnie dopiero czując, że zaraz będę szczytować, abym mógł spokojnie wyjęczeć jego imię, co zdecydowanie sprawiło mu satysfakcję. Po wszystkim posłał mi jedynie cyniczny uśmiech i wyszedł twierdząc, że 'musi się rozpakować'. Tak po prostu mnie zostawił z wciąż trzęsącymi się nogami i natłokiem myśli. Z jednej strony to mi się podobało, z drugiej... Nie, nie ma drugiej. To mi się po prostu podobało. Zapiąłem rozporek i wszedłem powoli do domu. Coś czuję, że to nasze wspólne mieszkanie będzie ciekawsze, niż myślałem.
Do moich uszu dobiegł dzwonek. Odruchowo spojrzałem na zegarek i byłem już pewien kogo zastanę w progu mojego domu. Nacisnąłem klamkę i pociągnąłem zielone drzwi ku sobie. Na sam widok chłopaka zamarłem na moment. Wyższy ode mnie, z lokami w totalnym nieładzie i szmaragdowymi oczami. Miał na sobie beżowe spodnie z niskim krokiem i biały, rozciągnięty sweter. Przeszło mi przez myśl, że jest wręcz za normalny. Zupełnie odbiegał od moich wyobrażeń na jego temat.
-Hej. Harry Styles.- głos miał ochrypły i nie wydawał się być ani trochę spiętym. Wręcz przeciwnie, pewność siebie biła od niego na kilometr. Wyciągnął w moją stronę dłoń i dopiero wtedy wybudziłem się ze stanu otępienia, w który on mnie wprowadził.
-Louis Tomlinson. Wejdź, kolacja już gotowa.
Przytaknął, a ja wpuściłem go do środka. Po domu roznosił się zapach pieczeni według przepisu mojej matki, a w oddali słychać było ciche głosy moich sióstr. Chłopak zsunął czarne trampki i kierując się za mną, wszedł do salonu z jadalnią, gdzie na stole już czekały pyszności przygotowane przeze mnie i moją rodzicielkę. Kobieta przywitała go ciepłym uśmiechem i uściskiem.
-Harry, jak miło cię widzieć. Co słychać w Londynie?
-Um... Właściwie to nic nowego. Powinniście byli przyjechać i odwiedzić mnie.
-Och, mieliśmy takie plany. Ale Lou bardzo chciał odwiedzić znów Paryż, więc wybraliśmy jednak Francję. Wiesz, jeździmy tam co roku. A jak ci się podoba Holandia?
-Właściwie dopiero przyjechałem i nie zdążyłem niczego zobaczyć... Ale wydaje się być... Ładnie.
-Très bien. Nie martw się, Louis na pewno z chęcią pokaże ci ciekawe okolice.
Posłał jej w odpowiedzi ciepły uśmiech i wszyscy zasiedliśmy do stołu. Ojca jak zwykle nie było. Na jego miejscu zasiadłem ja, po mojej lewej Lottie, a po prawej Harry. Obok niego moja matka, która wciąż go zagadywała i tylko dzięki niej nie panowała ta niezręczna cisza. W pewnym momencie chłopak zaczął się rozglądać i jego wzrok napotkał serię zdjęć. Moich sióstr, rodziców z wakacji i kilku moich... Na jednym byłem nawet z Adamem. Chłopak trochę niższy ode mnie, podobnej postury do mnie i z długimi, blond włosami. Musze przyznać, że brakowało mi go, odkąd wyjechał do Hiszpanii. Choć byliśmy ze sobą niespełna pół roku. Matka natychmiastowo zaczęła wyjaśniać mu kto jest na fotografiach, odeszli więc od stołu zatrzymując się przy owej komodzie.
-Och, a tu Lottie i Fizzy na diabelskim młynie. Wrzeszczały wtedy niewiarygodnie. Następnego dnia nie mogły powiedzieć słowa, bo zdarły sobie gardło. Ostrzegałam je, że ten młyn jest naprawdę straszny i nawet ja bałam się na niego wejść, ale one musiały... Fous petites. Och, a tu całą rodziną w Egipcie. To było w wakacje przed przeprowadzką do Holandii. A to Lou i... Adam. Jego były, teraz jest w gdzieś w Hiszpanii... Byli ze sobą pół roku. Lou, Adam miał nas odwiedzić i co w końcu?
-Nie rozmawiam z nim, mère.
-No tak...
Przez moment zapadła niezręczna cisza. Zauważyłem jak matka spogląda na zegarek.
-Harry, musisz być zmęczony po tej podróży. Jeśli chcesz możecie dziś przenocować u nas. Chociaż mieszkanie Lou nie jest daleko... Z resztą jak wolisz.
-Nie, ja... Nie jestem aż tak zmęczony. Wiec... Louis, jeśli chcesz możemy już jechać. Będziesz musiał mnie prowadzić, bo nie znam zbytnio Oss.
Przytaknąłem i nim się obejrzałem siedziałem już w samochodzie co chwilę kierując dokąd chłopak powinien jechać. Muszę przyznać, że jeździł za szybko i zbyt niebezpiecznie jak na Holenderskie drogi. Co chwile samochód podskakiwał na walcach zwalniających ruch. To było trochę denerwujące. Nie mogłem powstrzymać chęci wpatrywania się w niego studiując każdy element jego sposobu bycia. Przyznam, że od razu wydał mi się arogancki, choć starał się być miłym. Dojechaliśmy po pięciu minutach. Oczywiście pomogłem mu w zaniesieniu walizek do jego pokoju, następnie pokazałem gdzie kuchnia i tak dalej. Niestety mimo, że mieszkałem w Holandii, miałem mieszkanie w bloku. Była dopiero koło 21, włączyłem więc telewizję i zapatrzyłem się na moment na Angielskie wiadomości. Pokazywali akurat relację z jubileuszu królowej. Niesamowite, że rządzi już 60 lat. Z rozmyśleń wyrwał mnie ciężki głos mojego nowego współlokatora.
-Była wtedy niezła impreza, choć jak dla mnie zbyt... poważna.
Odwróciłem się by zmierzyć go od stóp do głów po raz setny już tego wieczoru.
-Słyszałem, że wolisz bardziej... klubowe klimaty. Choć nie wyglądasz na takiego.
Uśmiechnął się jedynie cynicznie, a ja powolnym krokiem udałem się na balkon. Wiał lekki, letni wiatr. Było naprawdę przyjemnie, aż chciało się żyć. Było ciepło, ale nie upalnie, a słońce powoli zachodziło. Poczułem, że masz towarzysza.
-Nie znasz mnie. Wygląd o niczym nie świadczy. Chociaż... ty wyglądasz na typowego francuskiego geja.
Spojrzałem na niego dość wrogo. To nie było miłe. Naprawdę tak wyglądam?
-Ty za to od razu wyglądasz na aroganckiego dupka z Londynu.
-Przeszkadza ci to, że nim jestem? Ja nie czepiam się, że jesteś pedałem.
-Gejem.
-Ty nazywasz mnie dupkiem, a ja ciebie pedałem. Jesteśmy kwita.
-Wiesz, twoi rodzice mieli rację. Niezły skurwiel z ciebie.
-Kiedy się złościsz tak słodko marszczysz nos. Jak prawdziwa ciota.
Odwróciłem się aby móc spiorunować go wzrokiem, zdążyłem jednak jedynie otworzyć usta, by coś powiedzieć, a coś mi przeszkodziło. Poczułem jego usta i o dziwo to mi się podobało. Chociaż byłem na niego zły, jednak przyciągał i nie umiałem po prostu go odepchnąć. Wplotłem palce w jego bujne loki i pogłębiłem pocałunek. Po chwili pozwoliłem by jego język penetrował moją jamę ustną, a jego kolano powoli wdarło się między moje nogi. Czy to nie zabawne? Nie znam go i jeszcze przed chwilą się wyzywaliśmy... Teraz stoję tak spokojnie całując go. I ani myślę, żeby przestać. Poczułem jak jego kolano dość mocno ociera się o moje kroczę i zrobiło mi się gorąco. Wolną dłoń skierowałem pod jego koszulkę, na rozgrzaną klatkę piersiową. Czując pod opuszkami palców jego napięte mięśnie stwierdziłem, że musi być cholernie dobrze zbudowany. Nie zastanawiałem się czemu mnie całuje, po prostu to nie miało znaczenia. Jego lewa dłoń odpięła mi spodnie i wsunęła się pod bokserki, w których brakowało miejsca. Automatycznie pisnąłem gdy gwałtownie chwycił mojego penisa, jakby nigdy nic. Jakby robił to setki razy, choć nie wyglądał na takiego. Dużo bardziej odebrałem to jako chęć nowych doświadczeń. Ale podobała mi się jego pewność siebie, była lekko przytłaczająca, lecz ja sam nie lubiłem dominować. Jego ręka poruszała się pewnie w górę i w dół sprawiając, że pojękiwałem cicho prosto w jego usta. Co jakiś czas przyśpieszał i zwalniał, chcąc się ze mną podrażnić. Wciąż nie zaprzestaliśmy pocałunków. Harry oderwał się ode mnie dopiero czując, że zaraz będę szczytować, abym mógł spokojnie wyjęczeć jego imię, co zdecydowanie sprawiło mu satysfakcję. Po wszystkim posłał mi jedynie cyniczny uśmiech i wyszedł twierdząc, że 'musi się rozpakować'. Tak po prostu mnie zostawił z wciąż trzęsącymi się nogami i natłokiem myśli. Z jednej strony to mi się podobało, z drugiej... Nie, nie ma drugiej. To mi się po prostu podobało. Zapiąłem rozporek i wszedłem powoli do domu. Coś czuję, że to nasze wspólne mieszkanie będzie ciekawsze, niż myślałem.